Listy misyjne wysyłane przez wolontariuszy z Polski, którzy wyjechali na zagraniczne misje, to tradycja w Domach Serca. Od wielu już lat nasi wolontariusze opisują swoją przyjaźń ze spotkanymi ludźmi, dzielą się tym, jak rozmowy, ludzie i ich wiara przemieniają ich samych. Chcielibyśmy podzielić się z Wami fragmentem listu Przemka, która od stycznia 2021 r. mieszka w Domu Serca w Chile.
Współczucie i pocieszenie
Ten element to clou naszego pobytu tutaj. To dla naszej dzielnicy połączyliśmy się we wspólnotę, aby stworzyć Dom Serca. I to w dużej mierze dla tej idei poświęcamy nasz czas na modlitwie.
Kiedy wjeżdżałem po raz pierwszy do naszej dzielnicy, czułem się jakbym śnił – z jednej strony cała dzielnica, z racji, że zamieszkujemy wybrzeże Oceanu Spokojnego, sprawia wrażenie, że jest idealnym miejscem do życia – widoki są naprawdę magiczne o każdej porze dnia. Z drugiej strony – obraz tulących się psów, spośród których kilka zapewne w następnych tygodniach zdechnie z głodu lub pragnienia; walające się blachy, które nie do końca ma się świadomość czy są czyjąś ściana, ogrodzeniem czy odpadami. Jasne – na świecie pewnie istnieją uboższe materialnie miejsca na Ziemi. Jednak pod względem moralnym – często tutejsi ludzie sięgają dna i niestety jest to powszechne. Ja też jednak mam swoją biedę.
Trudności
Kiedy moja mowa została wyłączona z użycia (w pierwszych dniach/tygodniach nie rozumiałem praktycznie nic), czułem się tak bezużyteczny. I to wtedy otrzymywałem od osób z dzielnicy pocieszenie, zamiast je dawać. Zdaje się, że to dzieci organizowały mi wtedy czas zamiast ja im. Była to wielka szkoła pokory czy nawet poniżenia. Jednak tak bardzo potrzebna. W dalszym ciągu przede mną daleki horyzont ku temu, by mówić na satysfakcjonującym poziomie. Jednak nie mam najmniejszego prawa do narzekania, bo Bóg mnie wspomógł i dał mi zdolność porozumiewania się po hiszpańsku.
Przyjaciele
Pierwszymi osobami, które chciałbym Wam przedstawić z grona naszych przyjaciół są Eduardo i Grizella – ojciec i córka. Znajomość Domów Serca z nimi trwa stosunkowo od niedawna.
Generalnie Dom Serca w naszej dzielnicy uchodzi zarówno za miejsce, gdzie można uzyskać wsparcie, jak i miejsce, w którym każdego dnia obecna jest modlitwa. Z racji, że w naszej dzielnicy nie ma kościoła, dla mieszkańców spełniamy w jakimś stopniu też charakter sakralny. Eduardo, choć nas nie znał, przyszedł – jako do pierwszego miejsca, po dowiedzeniu się o śmierci swojej córki. Chciał poprosić o pomoc w zorganizowaniu pogrzebu, prosząc tym samym o wsparcie i modlitwę. Jego córka zmarła na ulicy, wskutek przedawkowania narkotyków, miała 37 lat, nazywała się Marie. W chwili śmierci ważyła 20 kg. Od tej rodzinnej tragedii rozpoczęła się nasza przyjaźń z ich rodziną.
Ale zacznijmy od początku – Eduardo w wieku 9 lat został osierocony; jego matka była alkoholiczką i zmarła wskutek wycieńczenia organizmu alkoholem. Do wszystkiego w życiu musiał dojść sam. Miał dwie córki – Marie i Grizellę. Z racji, że Grizella inspiruje mnie swoją wiarą, w zeszłym tygodniu zapytałem, jak to się stało, że tak mocno wierzy. Wówczas opowiedziała mi całą swoją historię.
Wiara mimo wszystko
Obie były od zawsze zupełnie różne. Jej starsza siostra zawsze miała lepszą figurę, miała jasną karnację i zielone oczy. Z kolei Grizella zawsze była okrąglejsza, o ciemniejszej karnacji. Cała rodzina zawsze zachwycała się tylko Marie. Grizella po raz pierwszy usłyszała, że ktoś ją kocha w wieku 15 lat, kiedy to na ulicy spotkała ewangelizatora, który opowiedział jej o Bogu; przed tym chciała odebrać sobie życie. Nie wiedziała, po co żyje. Wszystko zmienił moment uwierzenia. Obecnie jest dla mnie heroską.
Teraz ma 36 lat i jako jedna z niewielu tutaj jest wolna od nałogów, a uśmiech nie schodzi z jej twarzy. Jako młoda dziewczyna wyszła za mąż; mąż ją maltretował, wykorzystywał, popadł w alkoholizm. Pewnego razu uciekła z domu, zabierając swojego syna ze sobą. Ojciec nie chciał jej przyjąć, więc wylądowała na bruku. Mąż z kolei od razu znalazł sobie inną kobietę. Eduardo, jej ojciec, dopiero po jakimś czasie otworzył jej drzwi do swojego domu. Ich relacja jednak cały czas jest bardzo ciężka. Żona Eduarda po 30 latach małżeństwa zostawiła go dla chłopaka swojej starszej córki, przez którego to właśnie córka straciła życie. Widzę jak ewidentnie potrzeba im naszej obecności. Sami to mówią, że pomiędzy sobą mogą porozmawiać szczerze i na poważniejsze tematy jedynie w naszej obecności.
Wiara w samotności
Eduardo zaznacza, że zamknięci w swoich czterech ścianach oprócz siebie (jego, Grizelli, Moisea – jej 14 letniego syna i Adama, jej partnera) i nas, nie mają nikogo. Eduardo mieszka w tym miejscu od 20 lat a nie zna swoich sąsiadów. W jakiś sposób historia ich rodziny w sposób przejrzysty obrazuje mi jak owocne potrafi być życie z Bogiem. Grizella na pierwszy rzut oka nie ma powodów, by się cieszyć: jej syn jest socjopatą, prawie nigdy nie opuszcza swojego pokoju, ojciec praktycznie zawsze jest pod wpływem alkoholu, cały pokój ma wyłożony puszkami z piwem, a ze swoim narzeczonym jest tylko z obowiązku i powinności (tak chciał jej ojciec), bo sama zaznacza, że nic do niego nie czuje. Jej siostra zmarła, matka uciekła.
Wobec tego wszystkiego Grizella jest dla mnie palącym promieniem, który daje światło ku temu, by mieć nadzieję, że inne życie jest możliwe. Choć jest w tym wszystkim sama, to zawsze z dobrym sercem i szerokim uśmiechem jest gotowa żyć swoją wiarą. Podczas pierwszego spotkania okazało się, że wspólnie przepadamy za herbatą. Wówczas od razu pobiegłem do naszego domu, żeby poczęstować ją moją herbatą przywiezioną z Polski. Ona z kolei obdarowała mnie swoimi różnorodnymi smakami naparów. Grizella jest protestantką, jednak nie godzi to w nasza znajomość. Rozmawiamy o naszym Bogu, czasem o dzielących nas różnicach. Ekumenizm od zawsze był mi bliski. I właśnie podczas tych rozmów przy herbacie zdaje mi się, że odczuwam jego najgłębszy sens.
Droga
Na koniec dodam tylko, że przybyłem tutaj dawać, a w przeważającej mierze czuję, że tylko tu otrzymuje. Przede wszystkim bliskość z Bogiem i prawdę o człowieku. Teraz zauważam, że moja wiara nie jest owocem jakiejś mojej decyzji, zdecydowania się na konkretny sposób życia. Nie jest też wynikiem tego, że wydaje mi się, że Ewangelia mówi prawdę. Teraz wiem, że to wszystko jest Prawdą. To wszystko się spina, jest logiczne, Bóg ma monopol na prawdę i szczęście w naszym życiu. I to nas ratuje, nie zniewala.
Radykalna Ewangelia dla mnie na tu i to teraz to odkrywanie Jezusa w każdej malej rzeczy. To opuszczenie tej gromadki świetnie bawiących się dzieci, dla tego jednego chłopca na uboczu, który potrzebuje teraz uścisku, choć wiesz jak bardzo w jego domu roi się od pcheł. To wysłuchanie tego starca, którego tak trudno zrozumieć, bo nie ma zębów i używa słów, które wyszły z mody – ale wiesz, że w przeciągu tygodnia nie będzie nikogo, kto wysłucha jego historii, którą słyszę ósmy raz i nadal nie wiem, o co w niej chodzi.
Ewangelia jest możliwa przy herbacie, w drodze, w czasie odpoczynku i oczywiście w czasie modlitwy. I jak nic to Ona daje tę słodycz radości – gdy mnie ośmielonemu przychodzi zetrzeć łzę z policzka niewinnego dziecka. Gdy od pierwszego pojawienia się w dzielnicy, bez względu na wiek, wszyscy mówią do mnie „wujku”. Gdy choć beznadziejnie gram w piłkę i puszczam kolejną bramkę – chłopaki z boiska znów ucieszą się, kiedy przyjdę na boisko. A to wszystko w nagrodę za to, że tylko próbowałem żyć tym, co zaproponował mi Bóg. Droga do mojej doskonałości pozostaje jednak wciąż bezkresna.
Przemek
Kolejny list z misji (z Domu Serca w Grecji) znajdziesz tutaj.
Więcej relacji z wolontariatu misyjnego znajdziesz również na naszym instagramie.